niedziela, 26 kwietnia 2009

Baby, can we?






Hey baby let's get away, let's go somewhere far
Baby can we?


Wakacyjna tęsknota nasila się wraz ze wzrostem temperaturi i ilości roboty. Bo ja zawsze chcę niemożliwego...

sobota, 25 kwietnia 2009

Zmieniam się.

Pędzę przez miasto na wysokich obcasach. I bardzo lubię ich stukot.
Bywam w modnych miejscach. I popijam Sex on the beach za nieswoje pieniądze.
Zawsze mam plany na wieczór. I pomalowane rzęsy.
Dorośleje, czy raczej robię głupoty godne gimnazjalistki? Sama nie wiem.

Na marginesie tego wszystkiego pączkuje alternatywny świat - historie, które opowiadam sobie jadąc metrem. Moja wewnętrzna narracja. Ludzie podobni do tych, których spotykam codziennie. Bohaterowie prawdopodobni, nudnawi, pełni dziwactw, ale i odwagi, na którą nigdy się nie zdobędę. Oni potrafią wyrażać swoje myśli głośno. Lubią zmieniać bieg wydarzeń, pakować się w kłopoty, tak by opowieść o nich była ciekawa. Moja zaś zupełnie taka nie jest. Rozwija się powoli. Obfituje w epickie, wręcz orzeszkowskie opisy picia herbaty, męczenia się nad zepsutym cienkopisem, trwonienia czasu na facebooku. Nic takiego. Emocje stabilne. Pogoda codzień ta sama. Mycie naczyń. Ciężkie tomiszcza w torebce ze szmateksu.

Gdybym jednak tak umiała usiąść na kilka dni przy klawiaturze i dać się owładnąć tej literackiej rzeczywistości...
Tylko że, tony zadań, kolosów, projektów, zaliczeń, wyjazdów skutecznie trzymają mnie na tym świecie i nie pozwalają stworzyć dzieła życia. Haha. Niech żyje górnolotność. Niech żyją niezrealizowane ambicje.

sobota, 18 kwietnia 2009

Lustro

"Są takie dni, gdy nawet makijaż nie pomoże"- wyczytałyśmy niedawno z J. na empikowym magnesie. I to właśnie jest dziś. Krzątając się ze ścierką po kuchni czuję, że to, czego mi dziś trzeba to nie tona pudru, ale co najmniej kilka komplementów. Szczerych. Nawet jeśli jestem kobietą sprzatającą, polską siatkarką, obolałą studentką, a nie piękną Scarlett o zmysłowych ustach.



p.s. Nowy Allen miodzio.

niedziela, 12 kwietnia 2009

Zbiera mi się

Zbiera mi się na napisanie czegoś większego, ale powoli, powoli. Teraz delektuję się popołudniami i słucham przyjemnych rzeczy. Popijam kawę z mlekiem. Szyję. Czekam.
Waiting to be born again
Wanting- the saddest kind of pain
Waiting for the day when I will crawl away.

Może coś ze mnie wypełznie. Jeszcze nie.

Przyjemnego lenistwa życzę.
A w ramach zajączka-filmowa pisanka laureatka wykonana dłonią Toshiby.

środa, 8 kwietnia 2009

Kreatyna.

Dnia dzisiejszego wysiałam, poprzesadzałam, poprzestawiałam, poprzycinałam wszystko, co się dało na mym paskudnym północno-wschodnim balkonie. Poproszę o designerskie ogrodniczki. I łopatkę.
Chciałam podziękować tym, którzy administrują sytuacją pogodową- poprawiacie mi humor i sprawiacie, że moja bazylia rośnie!
Jest doskonale.Czuję się kreatywna aż do bólu.
Wiosna- ot co.