środa, 4 kwietnia 2012

Uciekam

Nieumiejętność odpoczywania prowadzi do nadużyć, kiedy w końcu mam chwilę dla siebie. Nie umiem znaleźć sobie miejsca. Kreatywność ze mnie odpływa. Nic nie wydaje się być interesujące. Nie podnosi ciśnienia, jak robienie projektów na ostatnią chwilę, jak organizowanie, sążniste maile, spotkania, zadania, powinności... Tak weszłam w ten schemat, że już nie potrafię się z niego wyrwać. Ten tryb przylgnął do mnie jak paskudna pijawka lub obcy ósmy.
Co przychodzi mi do głowy, kiedy czuję, że nadchodzi wolne popołudnie?
Koty kurzu koło szafy.
Pranie.
Nieskończony artykuł.
Napoczęta praca magisterska.
W ostateczności - zrobienie miazgi ze swojej wątroby w Zakąskach i złamanie zmęczeniowe śródstopia od rekordowo wysokich czerwonych szpilek.
Nie przychodzą mi do głowy: czytanie książek, rysowanie, szycie...

Jest destrukcja, dekonstrukcja, dandyzm i dadaizm. Panują tu u mnie nastroje schyłkowe i katastroficzne. Gdybym była zdolną malarką, to właśnie teraz powstałoby moje najlepsze, najbardziej dramatyczne dzieło. Stworzyłabym najbardziej wzruszającą symfonię. Nakręciłabym film, który wyciskałby łzy lepiej niż Titanic i Król Lew. Napisałabym powieść, którą stawiano by w jednym rzędzie z Cierpieniami Młodego Wertera. Jestem tak klasycznie emo-... A przecież latka lecą i nie wypada już tak podchodzić do życia.
Tylko jak teraz? Dorosłość skrada się za moimi plecami i szepcze mi czasem do ucha "Już pora...Już czas pracować od 9 do 17, mieć dzieci, mieć spokój z tymi wszystkimi sensami życia...".
A ja uciekam, aż mi buty spadają.