sobota, 4 lutego 2012

Ja i pies

Ja i pies krążymy po domu wykonując zwyczajowe czynności.
Budzimy się każda na swoim zmiętym legowisku - ona na torbie, ja na niewłaściwej połowie łóżka.
Idziemy na poranny spacer - ona w czerwonym serdaku, ja w 2 swetrach, rajstopach pod dresem (wełniane skarpety gratis), najcieplejszej kurtce, uszance, rękawicach z jednym palcem.
Jemy śniadanie - eukanuba z jagnięciną vs grzanka z masłem orzechowym i kawa.
Próbujemy przetrwać przedpołudnie - drepcząc pod domu i starając się wziąć do pyska dwie piłki na raz lub też kompulsywnie facebookując by uniknąć nauki planowania przestrzennego na egzamin. Dobrze, że jeszcze to mam na głowie - bez konieczności zakuwania nawet siedzenie na fb traci smak nielegalnej przyjemności.
Jeszcze raz spacer, obiad.
Popołudnie ciągnie się jak ser na lasagne wyjętym z mikrofali.
Piłki i planowanie. Planowanie i piłki.
Kolacja, spacer.
Wieczór...I co teraz?
Film. Jeszcze jeden.
Facebook. Soup. Kwejk. Smut. Nuda. Wracaj. Proszę.