piątek, 25 czerwca 2010

Maraton.

Wczoraj rozpoczęłam maraton. I to podwójnie. Po pierwsze, po napisaniu (niekoniecznie zdaniu, ale mniejsza o to) egzaminu z urządzania i budowy obiektów architektury krajobrazu (4 semestry, pełne portki), wchodzę teraz w okres nadrabiania zaległości towarzyskich. I teraz wermuciki, wina, nalewki, drinki, żubrówki, żurawinkówki, żołądkowe, śledzionowe, wątrobowe(jak by nie patrzeć - każda wódka jest wątrobowa...). A z zewnątrz sukienki, cienie, róże, szpilki, małe torebki, nocne autobusy. Podłogi, łóżka, fotele, bary.
Nocne autobusy i nocne ulice.
Na przykład wczoraj - z Woli pod Smyka. Było całkiem miło - to właśnie ten drugi mały maratonik.
I tylko dziś, miast kaca - zakwasy:)

sobota, 5 czerwca 2010

And I'm watching the late show in my flat...

Mam w zwyczaju wylewać moje frustracje. Internet jest akurat pod ręką.
Czuję się wiejsko i biednie.
Wiejsko - bo jestem daleko od wszystkich, w zalanym burzowymi falami Sand-City, do którego nikomu nie chce się pofatygować. Szkoda. 90m2 leży odłogiem. A ja piątkowy wieczór spędzam pod kołdrą nucąc Abbę.
Half past twelve
And I'm watching the late show in my flat all alone
How I hate to spend the evening on my own
Autumn winds
Blowing outside the window as I look around the room
And it makes me so depressed to see the phone
There's not a soul out there
No one to hear my prayer


Jest mi wiejsko podwójnie - ze względu na pogardę świata wobec mojej placówki naukowej Szkoły Głównej itd itd. Co z tego, że mamy status uniwersytetu. Na twarzy moich znajomych hasło "SGGW" zawsze wywołuje taki specyficzny uśmieszek (coś jakby "A co, nie dostałaś się na UW"). Otóż, nie. Świadomy wybór. Mój kierunek - trudny, wymagający kreatywności, organizacji czasu, talentu, znajomości 500 drzew, i kilkuset roślin ozdobnych, fizyki, chemii, biologii, geografii, historii sztuki, matematyki, filozofii, geometrii, rysunku...Ale wciąż - wieś.

Biednie jest mi, bo głupio mi prosić o cokolwiek rodziców. Wystarczy, że siedzę im na głowie. Dlatego czekam do wypłaty, żeby wydrukować prace. Taki los. Nie mam mieszkań w centrum, ojca z limuzyną, ciuchów z ekskluzywnych sklepów. Mojej wiejskości nic nie zamaskuje.

Jestem sfrustrowana. Przepraszam.