sobota, 25 kwietnia 2009

Zmieniam się.

Pędzę przez miasto na wysokich obcasach. I bardzo lubię ich stukot.
Bywam w modnych miejscach. I popijam Sex on the beach za nieswoje pieniądze.
Zawsze mam plany na wieczór. I pomalowane rzęsy.
Dorośleje, czy raczej robię głupoty godne gimnazjalistki? Sama nie wiem.

Na marginesie tego wszystkiego pączkuje alternatywny świat - historie, które opowiadam sobie jadąc metrem. Moja wewnętrzna narracja. Ludzie podobni do tych, których spotykam codziennie. Bohaterowie prawdopodobni, nudnawi, pełni dziwactw, ale i odwagi, na którą nigdy się nie zdobędę. Oni potrafią wyrażać swoje myśli głośno. Lubią zmieniać bieg wydarzeń, pakować się w kłopoty, tak by opowieść o nich była ciekawa. Moja zaś zupełnie taka nie jest. Rozwija się powoli. Obfituje w epickie, wręcz orzeszkowskie opisy picia herbaty, męczenia się nad zepsutym cienkopisem, trwonienia czasu na facebooku. Nic takiego. Emocje stabilne. Pogoda codzień ta sama. Mycie naczyń. Ciężkie tomiszcza w torebce ze szmateksu.

Gdybym jednak tak umiała usiąść na kilka dni przy klawiaturze i dać się owładnąć tej literackiej rzeczywistości...
Tylko że, tony zadań, kolosów, projektów, zaliczeń, wyjazdów skutecznie trzymają mnie na tym świecie i nie pozwalają stworzyć dzieła życia. Haha. Niech żyje górnolotność. Niech żyją niezrealizowane ambicje.

Brak komentarzy: