wtorek, 15 lipca 2008

Wakacje




Doprawdy- esencja wakacji. Zamiast wybrać się z nadaktywną rodzinką nieznoszacą popołudniowej sjesty-pozostaję na hacjendzie i wygrzewam się w wątpliwej jakości słońcu. Zakłócone jest ono bowiem obecnością stalowoszarych chmureczek. Stratocumulocirronimbusy. Albo coś w tym stylu. Pozostaję, albowiem wakacje oznaczają zmianę stylu życia, a u mnie wyżej wymieniony oznacza dyscyplinę w czasie i przestrzeni, co więcej- wykonywanie poleceń. Zasiadam wiec z miną malkontencko-kocia przy stole nakrytym ceratą w różne rodzaje makaronów, i oświadczam, że nie ide. Mam dośc po raz 120 iść ulubiona trasą na tak zwane „Dookoła jeziora”. Nie chce i nie idę. Bo są wakacje.

Pozostaję sama ze swoim Bogatym Życiem Wewnętrznym, które zaczynam lubić ostatnimi czasy. Z BŻW ma tylko jedną wadę- wiecznie zagłębia się w szarą zawiesinę pamięci i wyskrobuje z niej niezbyt przyjemne informacje. Ot- szklanka do połowy pusta. Że mrówczy kawalerowie latają i za chwile, w swej chutliwej pogoni za Królową o figurze Hanny Banaszak, osiądą na dachu naszego „domku”.
Że panowie robotnicy, korzystając z nieobecności tzw. Żywej Duszy przemienią się w bohaterów ponurego thrillera sądowego w amerykańskim stylu. Oto kobieta jest najpierw wrzeszczącym kawałkiem ciała wykorzystywanym przez napaleńców (zauważyliście paralelę do sytuacji mrówczych zalotników?), a następnie milczącym kawałkiem ciała o kilku eleganckich szwach i sińcach w kolorze Sierpniowa Śliwka. Powaga Sali sadowej, togi, napastnicy uniewinnieni, zaczyna się walka o sprawiedliwość. W kinach od 11 lipca 2008.
Pozostając przy poetyce filmowej- Życie Wewnętrzne miewa wizje także z półki –„katastroficzne”. Jest rok 2050. Wykorzystywaliśmy świat przez tyle milionów lat, sądząc, że ujdzie nam to na sucho… W tym momencie z oddali naciągają chmury w swej ponurości przeładowane efektami komputerowymi . Zabójczy huragan Zbigniew pustoszy północną Polskę. Zrywa dachy, pali, porywa krowy, pola rzepaku i nierozsądne letniczki. (Przepraszam- musiałam przerwać pisanie, ażeby zapiąć szczelnie ściany ortalionowej wiaty ogrodowej Svenn za jedyne 125,99 zł).Grozi nam zagłada. Czy istnieje ktoś, kto zapobiegnie katastrofie?

Koniec. Wystarczy. Skulona pod kocem w najciemniejszym kącie domku letniskowego, tuląca do piersi paczkę cukru na wypadek globalnego głodu, staram się uspokoić i możliwe najlogiczniej wyjaśnić memu Bogatemu Życiu Wewnętrznemu, iż nic właściwie się nie dzieje. Mrówki latają tak co roku, robotnik uderzywszy nieopatrznie swą drogocenną i fachową kończynę młotkiem, zakrzyknął był kulturalne „Ała!”, a nie jak to zwykle bywa: „Kuuur**!!!”; co więcej horyzont pokrywa się delikatnymi barankami, które beczą radośnie nim je ktoś ułowi na kolejny kebab. Zatem, jak już wspominałam- nic właściwie się nie dzieje.
Jeszcze.

P.S. W czasie wakacji w Polsce przydają się kalosze.
Pozdrawiam wszystkich Rekrutów, a zwłaszcza Krzysia.
Niech się nie martwi, proszę i trzyma się ciepło w kolejkach do dziekanatu.
Oraz Annę, która jest już spokojną studentką UAM:)

środa, 2 lipca 2008

Daleko

Czas uciekać z miasta. Ostatnie dni były na przemian bolesne psychicznie i bolesne fizycznie. Dużo głupot narobiłam, a teraz po dorosłemu trzeba za nie zapłacić. Kratą, albo przelewem.
Trudno. Będzie z górki.
Ogromne torby. Nie mogę rozstać się z tymi wszystkimi pierdzielnikami, które w jakiś sposób opowiadają o mnie. Dlatego dziś ulicami Warszawy kroczyć będzie majestatyczna torba niesiona przez mrówczo przygiętą do ziemi M.
Tym razem wakacje spontaniczne- wieś, żagle,wieś, może morze, może góry,a może nic.
Głupstwa. Nie wiem po co to piszę.

Au revoir! repulper! aillieur!