Teraz wszyscy używają wielkich słów. Ja nie jestem typem emocjonalnym - nie płaczę, nie histeryzuję, nie chcę filozofować. To jednak nie zmienia dziwnego uczucia, że jestem jedną z wielu bohaterek swoistego filmu katastroficznego. Niewyobrażalna skala i bliskość tego wydarzenia sprawia, że wydaje mi się ono być zupełnie nierealne. Kiedy dotyka się czegoś bardzo gorącego najpierw czuje się zimno - dopiero po chwili powolne neurony zawiadomią mózg jak bardzo się pomylił. Otóż ja teraz czuję zimno. Z każdym kolejnym nazwiskiem, które oznacza odrębną, powiązaną historię, przekonuję się, że to jednak...parzy.
To były czyjeś matki, siostry, synowie, przyjaciele, ukochani - i nawet jeśli nikogo z tej fatalnej listy nie poznałam osobiście, to ja tak samo mam mamę, siostrę, przyjaciół, ukochanego. Stracić kogoś tak bliskiego jest dla mnie po prostu przerażające.