czwartek, 23 września 2010

Na krawędzi

Bywają takie chwile, kiedy każde, nawet najmądrzejsze, zdanie otrze się o banał. Kiedy brakuje wyrafinowanych cytatów wyłuskanych z głów filozofów czy teologów. Kiedy właściwie nic nie powinno się mówić, mimo że zapada ta krępująca cisza.
W tej ciszy wszystkie piękne, arystokratycznie zagmatwane sentencje urywają się w pół słowa, przecięte lodowatym ostrzem świadomości. W mojej głowie, zamiast łagodnych upomnień księdza Twardowskiego, pojawia się nagle bolesne To jest na prawdę. To tak jakby błądząc we mgle w ostatniej chwili, w niespodziewanym przebłysku słońca zorientować się, że tylko pół kroku zostało do przepaści. Zimny pot oblewa całe ciało. Z jednej strony ulga - tym razem się udało. Z drugiej, poczucie winy, kiedy spoglądając w dół widzi się tych, którzy nie mieli tyle szczęścia. Czy można było ich ostrzec? Albo chociaż się pożegnać? Powiedzieć coś. Cokolwiek. Można było, oczywiście. Tylko tak jesteśmy czasem zanurzeni w tej codzienności... W tej egzystencji śledzi w ławicy, tramwajów jeżdżących wciąż po tych samych trasach, bluszczu uparcie porastającego stare mury. Ten moment chwilowego oderwania - gwałtownego wynurzenia z wody, niespodziewanego urwania się toru, ścięcia starego pędu - to jest właśnie jedyny sposób uczczenia tych, którzy są już za krawędzią przepaści. Nie słowa, nie mocne postanowienia - od jutra kocham wszystkich! Samo to uczucie, ta do bólu prawdziwa groza towarzysząca zatrzymaniu kół zębatych machiny codzienności, jest więcej warta niż setki zniczy, kwiatów, kondolencji.


sobota, 11 września 2010

Chmura gradowa

Pogrążam się w ponurym lenistwie i w listopadowym letargu. Moje ciało chętnie zapadłoby już w sen zimowy po spożyciu dużej ilości zupy z igliwia, niczym rodzina Muminków. Wszystko we mnie wyczuwa zbliżające się miesiące dręczących do granic możliwości chłodów, opadów różnorakich, wiatrów sztormowych. A, i jeszcze bym zapomniała - problemów komunikacyjnych związanych z zimą zaskakującą drogowców. Zima nadejdzie już wkrótce, toteż rozpacz mnie ogarnia. Aby sięgnąć dna, od którego będzie można się ewentualnie odbić, przeżywam migreny, szwendam się po mieście nocami, wznosząc toasty za pomyślną gnuśność naszego świata, słucham muzyki smętnej do granic możliwości...Do tego podkrążone oczy, grymas na facjacie, rozciągnięty sweter i męczące nocami fantazje z tatuażami i figurami geometrycznymi w roli głównej.
Klasyczna kobieta w fazie "chmury gradowej" - bez kija nie podchodź. Na mój widok dzieci na podwórku chowają się w przestrachu za plastikowymi wiaderkami, szczeniaczki podwijają puchate ogonki i umykają do budy, paniom handlarkom na bazarze głos więźnie w gardle, zakonnice czynią dyskretny znak krzyża na zwiędłej piersi, a nieforemnym gimnazjalistom kredka spływa z powiek.
Przejdzie mi? Może. Jak przyjdzie wiosna. A na razie - kryj się kto może, bo ja mam ZŁY humor.

niedziela, 5 września 2010

Laurki

Pewnego wieczoru, zainspirowana powodzeniem So Sweet Project i pochlebstwami Krzysztofa M. powzięłam zamiar pokazania światu mojej kartkowej pasji. Trochę zabawy w Photoshopie i przetrząsania zasobów komputera w poszukiwaniu archiwalnych zdjęć i ....są! Laurki zapraszają do oglądania:)