piątek, 25 czerwca 2010

Maraton.

Wczoraj rozpoczęłam maraton. I to podwójnie. Po pierwsze, po napisaniu (niekoniecznie zdaniu, ale mniejsza o to) egzaminu z urządzania i budowy obiektów architektury krajobrazu (4 semestry, pełne portki), wchodzę teraz w okres nadrabiania zaległości towarzyskich. I teraz wermuciki, wina, nalewki, drinki, żubrówki, żurawinkówki, żołądkowe, śledzionowe, wątrobowe(jak by nie patrzeć - każda wódka jest wątrobowa...). A z zewnątrz sukienki, cienie, róże, szpilki, małe torebki, nocne autobusy. Podłogi, łóżka, fotele, bary.
Nocne autobusy i nocne ulice.
Na przykład wczoraj - z Woli pod Smyka. Było całkiem miło - to właśnie ten drugi mały maratonik.
I tylko dziś, miast kaca - zakwasy:)

Brak komentarzy: