poniedziałek, 10 listopada 2008

A co to jest?

Żyję w rodzinie doprawdy patologicznej. Rodzice od trzech dni rozkosznie rozbijają się po rozlicznych imprezach, a ja natomiast w roli odwiecznej opiekunki ogniska domowego pozostaję w pieleszach i opiekuję się szurniętym dzieckiem dwudziestego pierwszego wieku, czyli Toszibą, lat 10. Opieka jest to specyficzna, i pomijając wrzucenie na stół co nieco paszy wieczornej, bardziej przypomina demoralizację, niż wychowanie. Sobotę spędziłyśmy oglądając Asterix i Obelix :Misja Kleopatra. Ok, to jeszcze nie grzech, ale zasiedziałyśmy się do "niedopuszczalnej" 22.30, kiedy to rodzice, z nocnej powracający wycieczki, przerwali sielankę rodem z Mamma mia!
W niedzielę zdruzgotana wieczornym kazaniem w kościele, postanowiłam pomyśleć o swoich intelektualnych potrzebach, by nie dać się zwariować. Przy kolacji, Kino Polska, miast służyć mi nożem do masła, zaoferowało Nóż w wodzie. W to mi graj!- pomyślałam sobie przeżuwając kanapkę z szynką i sałatą.
-Tosziba, idziesz się myć, bo ja będę oglądać film.
-A jaki?- spytało Dziecię Dwudziestego Pierwszego Wieku
z wdziękiem ciamkając kabanosa z majonezem
-Nóż w wodzie.
-A o czym to?
-To KLASYKA POLSKIEGO KINA!-zagrzmiałam, wymachując plasterkiem pomidora przed zglobalizowanymi oczyma siostry.
-Acha.- skwitował Android Lat 10 i
zrzuciwszy różowe papucie, zasiadł na kanapie.
Wlepiłyśmy oczy w ekran. Ja, rozpoznawszy znane mi elementy wyposażenia jachtowego, poparskiwałam widząc Malanowicza robiącego "słoneczko" miast porządnej buchty (jak mię uczył mój Drogi Kapitan), ale generalnie adorowałam dzieło w należytym skupieniu. Tosziba zaś, jak przystało na, nie dość, że wychowane w erze dźwieku dolbi-didżital-serąnd, to jeszcze nadmuzyczne dziecko, zwijała się ze śmiechu widząc efekty źle podłożonego głosu. Faktem jest (jak mawia nasza ulubiona koleżanka z podwórka), że gdy facet wskoczył do wody, musiała minąć dobra sekunda, zanim rozległ się plusk. A bywało i tak, że Niemczyk szeptał słodkim głosem Anny Ciepielewskiej.
-Brzuchomówcy!- hihotała Technokratka. Oj no dobra- to było komiczne. Przyznaje się- też hihotałam. Na tym właśnie polegała demoralizacja tego wieczoru! Mózg po kilku tygodniach zakuwania odczuł potrzebę powrotu do dzieciństwa. Wujaszek Freud by się ucieszył, a Rousseau pogładziłby po główce.

Dzisiaj, jako że na dworze temperatura była akceptowalna, zerwałam się z rozbebeszonego łoża i wybiegłam co koń wyskoczy. Wziąwszy uprzednio pod pachę rower, rzecz jasna. Serwisu czas! Ostatni dzwonek przed zimą!
Obkolczykowany jegomość powiewający Malboro nastawił, naoliwił, podokręcał i kazał spadać. Spadłam więc, ale nie do domu, o nie. Bowiem zew merlia zawezwał mnie o poranku do placówki na ul.Waryńskiego, po odbiór wyczekiwanego DVD. (Przerwa na reklamy).
5 listopada bowiem, na DVD pojawił się film, który obiema ręcyma wykuwać będę spiżem na mej marmurowej liście Najlepszych Filmów...Ever! (podobno, bo jak zamówiłam 1, to dostałam dopiero dziś, więc jacyś wrogowie ludu musieli maczać w tym swe kapitalistyczno-świńskie paluchy). Co więcej, film ulubiony przez Lorda Fadera, co jest obecnie nie bez znaczenia. Mówię o Juno. Myślcie o tym co chcecie, ale pomimo amerykańskości- to JEST dobry film. Niesztampowy, luźno skonstruowany scenariusz, powalająco absurdalne dialogi, aktorstwo na najwyższym poziomie, boska muzyka, duuużo pozytywnych emocji. Mieszanka doskonała na zimne i ciemne wieczory. A i całkiem w tych okolicznościach przyrody edukacyjny! Bo co innego można robić, kiedy tak lodowato, deszcz pada, dom pusty, zegar tyka...? No dobra, wiem, że można TEŻ grać w chińczyka, słuchać muzyki klasycznej, albo oglądać mapy geodezyjne okolic Wałbrzycha, no ale...Także tego.
Uprzejmie poinformowane przez starszyznę, że My chyba dziś znowu wychodzimy (Toszibie mina zrzedła, ja przyjęłam to na klatę- nie takie rzeczy się robił), musiałyśmy się zmierzyć z kilkoma wspólnymi godzinami. Nie ma co się oszukiwać- coś trzeba robić. A skoro demoralizacja jest już in progress. No to, czemu nie, odpaliłyśmy Juno. Zapowiadała się dobra zabawa z cyklu A co to jest?
-A po co jej ten sok?
-To się wyjaśni.
-A co to jest?
-Test ciążowy.-odpowiedziałam spokojnym głosem, ale w środku mam Salę Kongresową podczas występu Kabaretu Potem.
Cisza. Do czasu, kiedy Juno wspomina lekcje edukacji seksualnej. Migawka: profesorka zakłada niebieską prezerwatywę na banana.
-O, a co to?-zahihotało Dziecię Nowego Stulecia
-Ee...to skomplikowane.- zaczęłam się wymigiwać.
-Ta pani zmieniła kolor tego banana na niebieski! Przez taką obrączkę!-wyjaśniło sobie samo Zaradne Robociątko.
-Eem. Tak jakby.-jeszcze chwila, a eksploduje mi głowa.
Kolejna próba: Juno w Women Now. Recepcjonistka proponuje darmową prezerwatywę. Nawiązuje się sympatyczny dialog na temat genitaliów chłopaka rejestratorki.
-A co to jest?- padło sakramentalne pytanie.
-To jest...-zaczynam przeczesywać krzaczaste meandry mej pamięci w poszukiwaniu dobrej ściemy; natomiast w mej rozbwionej podświadomości widownia z kongresowej śmieje się tak głośno, że Pałac Kultury zaczyna się chwiać- To jest prezerwatywa.
Rety, jak to brzmi! Prawie jak : "Mamo, tato, jestem w ciąży".
Tosziba pogrążyła się w milczeniu.
-Taki środek antykoncepcyjny, ktory ma zapobiec zajściu w ciąże.- postawiłam kawę na ławę, mając nadzieję, że nie spyta JAK się zachodzi w ciąże.
Oglądamy dalej. Śmiechy, turlanie po rozłożonej kanapie... Nie padło już więcej ani jedno pytanie.

Chyba, cholera jasna, zepsułam siostrę.
Zrujnowałam jej renesansowy światopogląd, zdruzgotałam dzieciństwo, już nigdy nie uśmiechnie się do słońca, nie zachwyci się śpiewem słowika po poranku, albo...albo po prostu będzie żyć dalej, do czasu postawienia kolejnego pytania.

Uch, nigdy więcej filmów z chociażby strzępkiem cienia aluzji do seksu! Moja przepona tego nie wytrzyma.

8 komentarzy:

Rafał pisze...

Podobny problem mam kiedy z młodszym bratem oglądam WLIIA a Ryan ma akurat nastrój do sprośnych żarcików. A raczej miałem kiedyś, teraz ma już 13 lat więc niedługo ON zacznie demoralizować MNIE :D

Ponadto świadomie zatrułem mojego brata Afro Kolektywem jakieś 1,5roku temu - moja culpa :>

Pasqui pisze...

a to akurat b.słusznie;)

siorb pisze...

na koncercie w Trójce była (chyba) jakaś parka z małych synkiem, i za każdym razem kiedy padał tekst z seksualną aluzją zastanawiałam się, ile razy padnie potem pytanie "a co to jest?" albo "ale o co chodzi?";P

Pasqui pisze...

Mamo, a co to jest fallus?;D

Krzysztof pisze...

Daj mi Tośkę na parę dni, a gdy powróci, będzie Ciebie zaginać w tych kwestiach. :>

Notka trąci rozpasanym absurdem! Kobieto, cóżem Ci uczynił?! :O

Pasqui pisze...

Oż Ty zdemoralizowany do cna PEDOFILU! Nie ma mowy! Sam mnie naucz:P

Krzysztof pisze...

Głupia jesteś. Chodziło mi o dokładne przygotowanie teoretyczne. :[

Pasqui pisze...

jasne jasne.:P