środa, 21 maja 2008

Artysta osobny

Jak to się dzieje, że im bardziej alternatywnie chcę wypaść tym bardziej żałośnie się czuję?

Koncerty w zadymionych, zimnych halach, gdzie sufit dekoruje bordowa płachta, a w rogu mruga węglącym się oczkiem kominek...zazwyczaj okazują się podszytymi pustką niewypałami. Bo ja się odstawiam w pepito, legginsy, dyndadełka i fiolety, a tu i tak w płaszczu siedzieć trzeba. Zimno. Na mojej ścieżce Alternatywnej Nastolatki (jeszcze!) stoi więc brak tkanki tłuszczowej i instalacji grzewczych.
Sekundo, kompleks 'czarnej teczki' rozpościera w mym mózgu swe kruczo-plastikowe skrzydła pachnące akwarelowym papierem i klejem polimerowym. Staram się, ale cóż tu począć, skoro deszcz i wygląd się rozmywa? Albo, że uciekać mi trzeba spod Centrum Sztuki Współczesnej o porze bardzo porannej i nikt mnie, do licha, nie ujrzy jak wędruję po schodach z fryzurą poprzetykaną pędzlami tudzież ołówkiem? Dziwacznie wyludniają się ulice, gdy idę deszczem polukrowana, mroczna, podkrążona i kłapiąca trampkyma.

Muzyka moja włączona tak głośno, aby destrukcyjnie penetrowała zawijasy ucha środkowego, nigdy nie przenika do współpasażerów linii 709. I nie zachwyca. Nie czaruje. Nie wywołuje nawet pełnych zgorszenia prychnieć pań starszych.

Kolczyki mogłabym zrobić z opony samochodu ciężarowego, a i tak nikt by ich nie zauważył.

Mogłabym zrealizować moją "zmysłową" (cyt. prof.D) instalacje z wykorzystaniem nagiej koleżanki lub jeszcze lepiej mężczyzny ofiarnego mego, a i tak zasłużę na niewybitne 4+. Ktoś już to wymyślił kiedyś tam, over the rainbow.

Aż mi czasem ręce opadają od tego parującego ze mnie fluidu przeciętności, od tego fatalnego braku odwagi, od tego mieszczaństwa dogłębnego. I któż to mówi? Apologia Czynu to wszak moje alter ego. "My tak sobie o tym gadamy i gadamy, a ty wstajesz i to robisz"-powiada N. Tak. Ale co dalej? Zatrzymuję się na etapie zdobywania korkociągu w brudnym akademiku w Mieście Łony.

A może to jest tak, że alternatywność to produkt taki sam jak wszystkie inne? Indywidualizm jak Coca-cola? Każdy chce być "artystą osobnym". Chce być niezrozumianym, samotnym, nieco emo-tycznym biedakiem. Chce wpasować się w rynek. Ja zaś szanowni marzę o takiej prawdziwej inności. O nieskrępowanych decyzjach. O leżeniu na trawie w Łazienkach (uważajcie na Policję Golfową!). A także o... (nie powiem bo to blog bez ograniczeń wiekowych).
O tworzeniu marzę. O instalacjach zmysłowych ("Koniecznie nagość!"cyt. prof. D.).
Więc dam sobie spokój z sileniem się na trendi-alternativ. Będę ot tak sobie-czasem mnie władza pośle do sądu grodzkiego, czasem mnie ludzie wyśmieją na koncercie, żem zbyt mało kolorowa. Pożyję, popatrzę, może wyrosnę z tych bolesnych dylematów współczesnego romantyka.



Dobranoc.
Trzymajcie kciuki za mój artystyczny zapał.

2 komentarze:

Krzysztof pisze...

Nie lubię alternatywności. Lubię naturalność, która może być oryginalną.

Pasqui pisze...

i o to chodzi!