Dzień zamyka się w ramach Chasing pavements Adele. Raz rano przy wyjściu z domu, raz wieczorem- przy powrocie. Dawkowanie ostrożne, żeby się przypadkiem piękne dźwięki nie przejadły. Po drodze- miedzy zajęciami, na wietrznych trawnikach pod chmurami, które obalają budynki- Best For Last, Right As A Rain, Cold Shoulder. Nucąco rzecz jasna, cichutko, między szalikiem a czapką. Oczy mrużę od oszukanego słońce (nie grzeje wszak wcale) i podryguję. A jako polewa cytrynowa pani Nash Katarzyna, która jest so bitter (ach ten wspaniały akcent). Wszystko razem- Kobiety z wysp w uszach, oszukana pogoda i Bellis perennis, które mróz dzisiejszy zamorduje- stanowi esencję przedwiośnia.
Prawdę mówiąc to już mam go dosyć. Zachciewa mi się maja. Dużo wolnego czasu. Parków żoliboskich i praskich. Zawodowo i prywatnie mi się zachciewa. Ale...mogę sie tylko modlić o słońce. I tyle.
4 komentarze:
No, z tym majem to ostro przegięłaś. :[
oj. nie maj w sensie maturalnym. maj w sensie meteorolololologicznym. mogłby byc nawet jutro.
jejku jejku...jak wspaniale, że nie tylko ja mam taką fazę na Adele i Nash :D u mnie jeszcze przewija się Soko z piosenką "I'll kill her" <-miodzio!pzdr!
offca
słyszałam to- prześmiechowe.
Prześlij komentarz