środa, 19 marca 2008

Meteorororolologia.

Odczucia mam niemodne. Brak w nich trendy-zieleni, brak w nich kurczaczków i bazi atiutiutiu. Wiosny brak, więc sorry, ja jej sobie nie wmówię. Meteoropatia, to niezbyt dobry interes w tym kraju.
Śnieg padał wściekle od rana kłując w twarz odłamkami zimnego styropianu. Parasolka odmawia współpracy. Też bym odmówiła, prawdę mówiąc, gdybym była mini-umbrellą z Rossmanna za jedyne 12,99 PLN. Poziom tolerancji na świat zewnętrzny malał z godziny na godziny. Przebłyski słońca wcale nie cieszyły, kiedy biedny Yaris ze mną za kierownicą, próbował wpełznąć na wiecznie zakorkowany wiadukt w stronę Okęcia. Reszty dokonały odczucia iście szklarniowe, podmuchy wiatru i "Love will tear us apart again". Przyznacie- zbyt fortunny zestaw śniadaniowy: McGorąc, McDepresja w sosie ColdWave i Fake-spring do picia. Przepłacone i nieświeże.
Na własne życzenie odebrałam sobie przyjemność odwiedzenia Radia PIN, dla przyjemności wyższych- miłosnego obżarstwa, miłosnego poszukiwania karmy dla psa (z jagnięcina, dla seniorów, 1,5kg), miłosnego oglądania kiczowatego amerykańskiego filmu, który był miłośnie drugą częścią. Było w nim mnóstwo brutalnych Afroamerykanów, kręcących się na głowie i brutalnych białasek, kręcących tyłeczkami. Cudownie. Doprawdy.
Czarę goryczy dopełnili ludzie STOJĄCY po lewej stronie schodów ruchomych (Szanowni Państwo, może wy macie dużo czasu na nieskrępowane pogaduchy na schodach, ale ja NIE MAM i żądam respektowania zasad ruchu pieszego!!!); jak również minimalne pustki w portfelu, uniemożliwiające zakup biletu (terminal do karty w saloniku prasowym? A co to?). Nie mniej jednak musiałam odstać swoje w kolejce, wijącej się między stosami Faktu i miniaturowymi książeczkami Daniel Steel (na finiszu, jak zawsze, truskawkowe prezerwatywy).
Pamiętam tylko, że biegnąc do autobusu miałam chęć powiedzieć komuś "Z drogi, kur**" albo chociaż przywalić torbą zawierającą cenny ładunek 1,5kg psiej karmy.
Ach jak źle i bez sensu.
Tak wiem, że nie ma o co się denerwować.
Tak wiem, że wszystko jest cacy. Za mamusie, za tatusia, za siostrzyczkę, za domek, za laptopa, za życie erotyczne. Aaam leci samolocik. Zjedz kaszki, Niunia.
Ale słonce świecić miało, ale miało być już polegiwanie na trawniku, miały być już stokrotki i wolność, i letnie kiecki, i trochę miejsca dla nas miało być.
I nie ma.
Jestem, Szanowni Państwo, zwyczajnie rozczarowana.

Brak komentarzy: