poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Miejsce.

Wiele rzeczy prowadziło mnie do tego miejsca.
Po pierwsze, zdziwienie - co robi fantastyczny, zielony dziki gąszcz w środku miasta? Dookoła PRLowskie bloki, równo strzyżone trawniki i tuje przed nowymi osiedlami strzeżonymi, groźnie piętrzący się nad tym wszystkim betonowy kościół. Nikt nie spodziewa się w takim miejscu skrawka puszczy. I to nie Białowieskiej - Amazońskiej! Trawy strzelające ostrymi źdźbłami na dwa metry w górę. Czarny bez ciężko zwieszający się ku ziemi kiściami owoców. Dziwacznie powykręcane gałęzie starych czereśni. Wszędobylskie liany z pędów chmielu i powojów. Wyspę tę z jednej strony okala gładki asfalt nowej jezdni, a z drugiej leniwie płynąca woda niewielkiego kanału. W jej ciemnej toni znajdzie się wszystko - zmutowane ryby, rozmarzone wstęgi wodorostów, puszki po piwie, stare opony, roje komarów. Taka Amazonka w miniaturze.

Po drugie, wspomnienie o marzeniu. Albo marzenie niemal już utracone w świadomości, ale odzyskiwane przez potęgę intuicji, prowadzącą mnie ku temu miejscu w mojej głowie. Tajemniczy ogród. Hortus conclusus. Przestrzeń zamknięta, oderwana od świata i rzeczywistości, która pozwala wrócić do natury w jej pierwotnej formie. Jako dziecko biegające po lesie ze swobodą młodego wilczka, z uporem całujące żaby (może zmieni się w księcia?), znające Kopciuszka z eugleną i amebami w roli głównej, miałam gdzieś w głębi duszy pęd do wszystkiego co zielone i żywe. A po obejrzeniu Tajemniczego ogrodu w ciemnym kinie Moskwa, gdzieś musiało mi się zakodować, że powrót do swobodnego ganiania po chaszczach jest możliwy. Wystarczy tylko trochę chcieć.
Ten motyw zniknął mi gdzieś sprzed oczu na pewien czas. Jednak skądś w pewnym momencie wpadł mi do głowy pomysł na architekturę krajobrazu. Niby miałam jakieś mniejsze lub większe pojęcie czym można się po tym zajmować, ale kiedy wyobrażałam sobie siebie projektującą ogrody widziałam...pustą kartkę. Zero pomysłów. Nic. Teraz wiem, że być może to było potrzebne, żeby poczuć to, co czułam dziś przedzierając się przez gąszcz ostów, łopianu i trawy w moim Miejscu. Poczucie odnalezienia czegoś bardzo ważnego. Dołożenia puzzla do prywatnej układanki. Sensu. Inspiracji, w której zmieszczą się pomysły, idee, które są dla mnie ważne, które krążyły wokół mojej głowy jak motyle. Teraz obsiadły mnie całą i z pomocą ich delikatnych skrzydeł będę mogła unieść się wyżej i zobaczyć więcej. Poczuć pełnię.

Po trzecie - zrządzenie losu? Przypadek? Przeznaczenie? Widzę w tym jakieś działanie mechanizmu "dziejowego". Czy wierzy się w Boga, czy w niebyt, czy w nic, to czasem czuje się, że z jakiegoś powodu Tak Miało Być. Miałam iść na te studia. Miałam pracować tam, gdzie pracuję. Miałam zamieszkać w tej dzielnicy. Miałam co dzień przechodzić obok i chłonąć jakąś przedziwną energię z tego skrawka ziemi, który kiedyś był (i częściowo wciąż jest) zwyczajnym ogródkiem działkowym. Ale ja wiem, że poza brudnymi gołębiami w walącym się gołębniku, paroma nieogolonymi pijaczkami i masą chaszczy, tam jest coś więcej. I muszę to odkryć. Muszę dotknąć tej tajemnicy opakowanej w zieleń.

Brak komentarzy: