wtorek, 23 sierpnia 2011

Koleżanki, Nauczycielki i Staruszki a sprawa szczęsna

Śmiejcie się, śmiejcie skryte w mojej głowie Koleżanki z Podstawówki. Patrzcie na mnie karcącym wzrokiem Panie Nauczycielki. Oburzajcie się Przypadkowe Staruszki. Albowiem odkryłam, że już zupełnie nie potrzebne mi są wasze Mody Na Nadchodzący Sezon, wasze Regulaminy i Życzliwe Uwagi.
Nie muszę odwracać się od was, by pokazać, że nie należę do waszego świata, gdyż należę do szalenie Nie-Waszej Galaktyki, gdzie wszystko jest Przeciwne i Odwrotnie Proporcjonalne.
Tyle czasu jako ten Bohater w Masce skrywałam się między wami, wiedząc jedynie, że z pewnością jestem Inna.
Bo wy wszystkie takie piękne. Gładkie policzki pociągnięte pudrem. Błyszczyk jak rosa skraplająca się na pąkach róży. Biusty widoczne nawet pod luźną bluzką na wf. Kolejka starszych chłopaków pod bramą szkoły. Odprowadzą was do domu za rękę, podczas kiedy ja przeskoczę płot i popędzę na przystanek do domu, książek i black metalu. Spojrzę w lustro zza szkieł okularów. Rozczeszę włosy. Pokatuję się chwilę widokiem kości obciągniętych bladą skórą w czerwone kropki i wejdę do wanny, gdzie porozmyślam o miłości platonicznej, Bogu, paradoksach współczesnej filozofii. Jestem taka odmienna. Taka lepsza. Moją wartość można wszak zmierzyć współczynnikiem IQ. Jestem starożytnym traktatem o epistemologii porzuconym w sklepie z lalkami Barbie. I chociaż nie wiem nawet, czym jest epistemologia, pragnę żeby tylko znalazł się ktoś, kto odniesie mnie z powrotem do biblioteki...

Nagle! Cud! Dobra Wróżka Rekrutacja za dotknięciem czarodziejskiej różdżki spełnia moje marzenia. Trafiam do biblioteki! Narodowej! Aleksandryskiej! Najpierw z zaskoczeniem, potem z nieukrywaną radością zadomawiam się na swojej niewielkiej półeczce. Nawiązuję przyjazne relacje z sąsiadami: Objaśnianiem marzeń sennych Freuda, Udręką i Ekstazą Stone'a, Księgą obrazów R.M.Rilke, a także wieloma innymi tytułami z działów Podróże i Turystyka, Muzyka Współczesna, Teatr Polski czy Poezja Czeska. Nareszcie jestem na swoim miejscu - mam nawet własną, stosowną etykietkę, sygnaturę, kod kreskowy. Można mnie wypożyczyć na rok lub dwa tygodnie.
- Nie każdy widać lubi epistemologię! - wzdycham opierając się o freudowski klasyk.
- Na to wygląda...- odpowiada - Może chcesz popracować nad okładką? Jakaś ładna obwoluta...
- Bzdura! - wykrzykuję oburzona - Przecież liczy się wyłącznie moja treść!
- Ale czy nie milej stać na półce w czerwonym aksamicie? - pyta prezentując miękki grzbiet z tłoczonymi, złotymi literami.
- Och, ależ ktoś pomyśli, że jestem byle jakim harlekinem! Jestem o epi...epistemo..epistemologi! Nie noszę kolorowych okładek - irytuję się.
- Tylko spróbuj - namawia łagodnie Freud - Najwyżej ją zdejmiesz i wrócisz do swojej tektury.
- Ale tylko na próbę! - zastrzegam.
Po tygodniu wracam oprawiona w miękki, zielony zamsz. Dodali mi nawet zakładkę z czerwonej wstążki. Zadziwiająco dobrze mi w nowej postaci - otwierają mnie teraz ostrożnie, na półkę odkładają delikatnie, wąchają egzotyczny zapach nowej oprawy zmieszany ze starym papierem.
- Przyznaję, że to bardzo miłe uczucie - szepczę sąsiadkom, które uśmiechają się i podziwiają moje zdobienia - Ciekawe, czy wypożyczy mnie jakiś filozof...
- A nie zastanawiałaś się nigdy - zaczyna delikatnie Rilke - o czym właściwie jesteś?
- O epistemo...
- Ogólnie tak, taki masz kod - wiadomo. Ale jakie są w tobie mądrości? Czego można się dowiedzieć?
Pytania sąsiadki są boleśnie trafne. Milczę. Przecież nie da się samej siebie odczytać...
Za oknem zaczyna padać zimny, jesienny deszcz. Podmuchy wiatru wywracają przechodniom parasole na drugą stronę. Jeden zupełnie zmoknięty skręca nagle w kierunku drzwi biblioteki. Dobra metoda na przetrwanie takiej pogody. Cisza, ciepło, książki.
Po chwili przechodzień spaceruje między regałami jak przesuwając ręką po grzbietach książek.
Zatrzymuje się.
- O, to może być ciekawe- stwierdza i...zabiera mnie z półki - Wezmę tą! - woła do bibliotekarki niespiesznie siorbiącej herbatę.
Wychodzi na zewnątrz. Deszcz moczy moją piękną okładkę. Wiatr rozwiewa pożółkłe kartki. Drżę i obawiam się, że skończę w kałuży upuszczona przez nieuważną dłoń. O nie, to żaden filozof.
Gdy w końcu znajdujemy się w domu, nie mam ani chwili wytchnienia. Miast wyczyścić mnie, odstawić ostrożnie na specjalną półkę, Przechodzień otwiera mnie od razu i zaczyna czytać.
Czytać na głos.
Zamieram w przerażeniu i zachwycie za razem. Po raz pierwszy słyszę słowa, które mieszkają we mnie. Wszystkie mądrości, wiedzę, historie, refleksje, które niepoznane tkwiły we mnie od początku, nareszcie się ujawniły. Zaczynam rozumieć, że epistemologia, to nauka o...poznaniu.
Nie chcę wracać na półkę. Chcę słyszeć te nawet najbardziej skomplikowane wyrazy i uczyć się ich na pamięć. Wraz z Przechodniem iść przez zatłoczone miasta, tajemniczne lasy, słoneczne wzgórza. Czuć wiatr znad jezior wśród starych stron. I powtarzać te zdania, które są we mnie zapisane.
To nowa ja.
Dlatego nie potrzebuję już stawać do walki, na przeciw całemu światu, tylko po to by pokazać swoja odrębność. Jestem inna i zaczynam rozumieć jaka, i o czym, właściwie jestem.

Życzę wam dobrego życia Koleżanki z Podstawówki, Panie Nauczycielki i Przypadkowe Staruszki.
Dziękuję moim sąsiadkom z biblioteki i wszystkim jej działom, za pokazanie mi świata w miniaturce. Dziękuję Przechodniowi, że przeczytał mnie na głos, a Opatrzności za ten parasol wywrócony na lewą stronę.


Brak komentarzy: