poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Test na idealnego faceta

Czekając, aż załaduje mi się pasek szybkiego zaznaczania (podkreślam - szybkiego) w nowym Photoshopie (we wciąż załadowanym po brzegi Acerze, ale to temat na osobne rozważania), zaczęłam podczytywać sobie ulubieńca wszystkich warszawianek, czyli Kominka. Nasz stołeczny Casanova zamieścił w jednym z czerwcowych postów ciekawy test. Skłoniło mnie to do refleksji nad moim obowiązkowym zestawem cech, które musi posiadać osobnik płci przeciwnej, jeśli chce zawrzeć bliższą znajomość. Moje doświadczenie w tej kwestii jest nie za wielkie (i nie mam zamiaru w najbliższym czasie więcej go zdobywać), ale dobrze jest czasem co nieco podsumować.

1.Wiek - najlepiej ten sam rocznik; Najlepiej w granicach 19-27. Nie zabiedzony emo-chłopczyk z pierwszej liceum. Ale też nigdy trzydziestolatek goniący za dyrektorskim fotelem, ani też czterdziestoparoletni "kryzysowicz" już to stanowisko posiadający (bywalcom "Platyny", których wygłodniały, a już nie najlepszy, wzrok spoczywał niekiedy na mojej niemal gimnazjalnej posturze, mówię stanowcze "Ofuuu!").

2.Wzrost - Co najmniej 168+12, czyli ja i moje szpilki.

3.Konstrukcja/waga - odpadają panowie o konsystencji owłosionego budyniu (popływać trzy miesiące i spalić sadełko! Tak zdrowiej i estetyczniej). Do kategorii "akceptowalne" nie wchodzą też mięśniowe góry, które z powodu nadmiernego "bica" nie są w stanie nawet się uczesać. Najbardziej zabawna konstrukcja, to "mężczyzna trójkąt" o niewiarygodnie podpompowanych ramionach i przezabawnych krótkich nóżkach i minityłeczku - to wygląda jak jeden człowiek złożony z dwóch, niepasujących części. Nie, nie wszystkim kobietom imponuje klata Schwarzeneggera. Dodatkowo, ramię grubości stuletniego dębu nie stwarza we mnie wcale poczucia bezpieczeństwa (O ja malutka, biedna księżniczka na ziarnku grochu! Niechże mnie ten silny książę z opresji wybawi) - taka kończyna to dla mnie zapowiedź neandertalskich manier i przemocy domowej. Lubię mieć świadomość, że sterydy nie przejmą kontroli nad interesujący mnie mężczyzną i że - w razie czego - będę w stanie sama się obronić. Poczucie bezpieczeństwa stwarzam sobie samodzielnie. Ogólnie dostępny ideał - Edward Norton (mój prywatny ideał nie był przez wszystkich widziany:)

4.Włosy -najlepiej na głowie : dużo, gęste, słowiański blond, dobre do targania. Nie obrażę się za długie, lekko potargane - byle czyste i ładnie pachnące. Mogą być także na nogach- naoglądałam się w życiu depilowanych pływaków. Troszkę upiorne. Nie plecach (ofu) i nie na klacie (futerko do tulenia może należeć tylko do pluszowego misia). Absolutnie zakazany jest zarost. Najgorszą jego formą zaś są młodociane, ledwo wyrośnięte wąsiki, tak hołubione przez sfrustrowanych piętnastolatków. Widząc takiego biedaka, mam wrażenie, że gdyby mógł to by ten wąsik podlewał, okopywał, pielił i nawoził żeby tylko szybciej rósł i był taki okropnie męski. Chłopcy - maszynki w dłoń. Błagam w imię patriotycznej troski o przyrost naturalny!

5.Oczy - zielone. I koniec. Żadne inne. Do tego ciemna oprawa -równe, nie za szerokie brwi (2sztuki), i rzęsy (nie bójmy się tego - oni też je mają!). Makijaż męski - tylko jeśli jesteś TruNorwegianBlackMetal i galopujesz po fjordach chwaląc pana piekieł (a to z kolei oznacza, że najprawdopodobniej nosisz skórzane spodnie, a to nie jest zdrowe dla gruczołów wydzielniczych skóry).

6.Cera - zdrowa. Kolor dowolny, ale konkretny. Albo jasny, albo ciemny. Czyli albo Edward Norton, albo Daddy G (tzw. "Murzyn z Piekieł" z Massive attack). Kolejna niespodzianka - nie każda Polka gustuje we Włochach, Latynosach, czy Arabach. Italiano vero z włosem na żel i czubiastych butach jakoś mnie nie pociąga.

7.Perfumy - nie za męskie (ciężko-dziadkowe), ale też nie za słodkie. Najlepsze markowe, bo takie długo utrzymują się na skórze. Nie tylko męskiej...

8. Dłonie zadbane, najlepiej pianistyczne lub inne z muzycznej branży, ale french można sobie odpuścić:)

9. Ubiór stosowny do okazji, pasujący do figury. Pomysłowo, ale nie przesadnie (fashion victim z Chmielnej to trochę za dużo). Dobrej jakości (nie koniecznie z metką) i z naturalnych tkanin. Skórzane spodnie odpadają (patrz punkt 5 - nie zdrowo!).

10.Charakter: Inteligencja diabelska - oczytany i osłuchany. Z talentem pisarskim i muzycznym (Serenada pod oknem? Proszę bardzo. Niech będzie Summertime albo Moon river). Wysoko punktowane pomysłowe komplementy ("Jakie masz piękne...okulary?" nie wystarczy. Wiem, wiem wydawało Ci się, że jestem "fajna", tylko kiedy podszedłeś okazało się, że nie mam double D's, a już zacząłeś zdanie, a okulary tak się same napatoczyły. Staraj się chłopie, mam przecież jeszcze nice legs). Poczucie humoru Monty Pythonowskie. Uwaga - tu najtrudniejsze - mówi o swoich uczuciach. Za to pula punktów początkowych zostaje podwojona.

11. Niepalący (chyba, że staromodna fajka z przyjemnie pachnącym tytoniem, tudzież okazjonalna szisza)

12. Gotujący.


13. Jeździ - tramwajem, rowerem, oldschoolowym motorem/skuterem, samochodem (im starszy tym lepszy, jeśli nowy - po prostu wygodny i z klimą, nie musi mieć miliarda koni pod maską)

14. Wie jak naprawić to i owo i nie musi do wszystkiego wołać pana fachowca (miło jest mieć świadomość, że nie muszę sama rozkręcać spłuczki w środku nocy...)


15. Długodystansowiec - zawsze dopasowywałam poznawanych kompanów do mojej wizji dalekiej przyszłości...



Ale spokojnie, spokojnie, proszę się nie pchać Panowie!
Ostatni przetarg rozpisano jakieś cztery lata temu i wyłoniono zwycięzcę, który spełniał wszystkie określone w umowie warunki, toteż otrzymał zlecenie bezterminowo.


Pozdrowienia dla Kominka!

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

W główce się królewnie poprzewracało : )