Na początek, dla tych, którzy nigdy nie słyszeli - proszę posłuchać.
A teraz do rzeczy.
Przez moje z letnia otwarte okno dachowe, w środku nocy jął sączyć się depresyjny, uparty opad atmosferyczny. Zerwałam się zaalarmowana złowrogim bębnieniem w szyby i rzuciłam się do ewakuacji drogocennego sprzętu elektronicznego zagrożonego zalaniem. Przy okazji, zupełnie przypadkiem spojrzałam w twarz Ponurej Aurze. Gruby błąd. Nie wiem, czy jest Państwu wiadomym, iż Ponure Aury na meteopatów działają jak Bazyliszek na niewinnego grotołaza - zmieniają. W moim przypadku, dzięki Bogu, nie w kamień, ale jednak - coś się zmieniło...
Poranek przywitałam nieznacznie siąkając nosem. Owinąwszy się kołdrą dla zredukowania chłodu, podreptałam po ciepłe skarpetki. Na śniadanie gorąca kawa i grzanki. Potem prysznic o temperaturze bulgoczącego ukropu. Do ubrania - miast ulubionych dziurawych szortów - ciepłe portki. Wszystko co robię, podświadomie skierowane jest ku zwalczaniu jesiennego chłodu i wilgoci. Już mi się nie chce iść na spacer. Wolę zostać w domu i grzać łapki o obudowę ledwo zipiącego laptopa. Jest ciemno, zimno, listopad...Wtem patrzę na nagłówek dzisiejszej gazety - 27 sierpnia. Sierpnia!? To znaczy, że co? Lato? Pareo, bikini i mojito? Jeszcze nie - kaszmir, saszki i kakao? O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny i z tego powodu wszystko mi się poprzestawiało. Walczyć z tym, czy się poddać?
Przecież taka aura bywa całkiem przyjemna, a nawet romantyczna. Wypad do kina. Deszcz siecze, watr wieje, wywracają się parasole, a im mniejszy współczynnik ilości parasoli w przeliczeniu na dwie osoby - tym większa szansa na sympatyczne momenty. Wtedy nawet CH Arkadia zdaje się być miłym miejscem. Albo takie zakupy szkolne - z lubością wspominam kupowanie nowych, pachnących zeszytów i książek do szkoły. Lans na designerski ołówek czy nowy sweterek w paski na początku września. Łapanie ostatnich promieni słońca z gorącą czekoladą w ręku ławce przed szkołą. Jest jeszcze czas na wszystko. Ploty. Plany. Pląsy. A nawet teatr eksperymentalny, albo spacer po Parku Saskim.
I czemuż ja się chowam przed tą jesienią? Przecież to wszystko wszystko zaczyna się układać, wyjaśniać, urzeczywistniać. Porzucam wakacyjne mrzonki i zaczynam działać. Dalej z posad bryło świata! - wołam tedy i pozostawiam Szanownych Państwa z tym oto hasłem. Niech no już ten Wiesiek przychodzi, skoro rady na to nie ma - jestem gotowa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz