czwartek, 11 czerwca 2009

Skraj.

Stoję na skraju wyczerpania, na samej krawędzi strachu. Codziennie mam wrażenie , że nie zaliczę roku. Że dopadnie mnie jakaś pół biurokratyczna pierdoła bezdusznych doktorów i nadambitnych doktorantów. Że ktoś coś zgubi. Że ja o czymś zapomniałam. Że coś mnie ominęło.
I nie ma na to lekarstwa. Za 2 tygodnie będzie po wszystkim. Teraz zaś, sram po gaciach mówiąc nieładnie.
I czuję się straszniebeznadziejniedodupy dziewczyną. Jestem sesyjne nieatrakcyjna. Nieskuteczna.
Płakać mi się chce z tej bezsilnej złości i rozczarowania sobą.
Nie mam talentu ani cierpliwości do niczego.
A szczytem moich emocjonalno-międzyludzkich umiejętności jest dobre lasagne. I czarna herbata.

1 komentarz:

siorb pisze...

nie umieraj, ja też myślałam, że nie wyrobię... każdy musi przez to przejść, Ty też dasz radę.
i nie gadaj głupot, że nie masz talentu