niedziela, 8 lutego 2009

Przyjemności i udręki



Przyjemności to kaszubski kubeczek z kakao o 10 w sobotę. Przyjemności biografia Audrey, jej piękne sukienki, jej oczy spoglądające na mnie ze ściany, nowa kredka do oczu, różany płyn do kąpieli, ciepły, pachnący wiatr gdy idę w ulubionym płaszczu przez warszawski Manhattan (Wołoska i okolice), magiczna cisza i spokój dzielnicy Włochy. Przyjemności to też trzy wódki wypite bez konsekwencji, Spice Girls odtańczone z maską wenecką na twarzy, spojrzenie notorycznego podrywacza, który uparł się, żeby mnie zatrzymać na imprezie. Tak, wiem, słyszałam, że on tak do każdej dziewczyny...ale chociaż mam świadomość, że nie jestem od żadnej z nich gorsza. Przyjemność to oswojenie autobusów nocnych, które były dla mnie do niedawna czymś na podobieństwo Czarnych Wołg wypełnionych pijanymi zboczeńcami. A to tylko wędrowcy do świtu. Przyjemność to spanie do południa. Słońce za oknem. Pościel, w której leżeliśmy całkiem niedawno. Przyjemność to sesja zdjęciowa pod tują w parku.

Udręki to porażka projektowa i 3,5 dane z łaski za moją kilku miesięczną pracę. To brak wpisu i konieczność żebraczego oczekiwania pod gabinetem. To brak pieniędzy na telefon, nowy sprzęt muzyczny i szpilki. Brak pieniędzy na wyjazd z Tobą. Nieumiejętność jazdy na nartach. Opuszczenie i brak pomysłu na ferie. Słone łzy popołudniu. Zawirowanie w głowie. Kurs franka 3.15 pln. Polacy ginący gdzieś w świecie. Bóg, który smuci się jak na mnie patrzy, a jednak mi pomaga.

Brak komentarzy: