wtorek, 9 września 2008

Paradoksalny żywot Marty S.- Marta S. rozmawia sama ze sobą

-Chyba brak mi szczerości-zamyślam się przycupnąwszy na brzegu wanny. Myję zęby i rozważam możliwość udania się do psychologa, niczym Tony Soprano. Pani psycholog wszak wyleczy mnie z moich małych fobijek i paranojek. Powie, że powinnam stanąć w pełni świadomości samej siebie i podszeptów swojego id. Że muszę przestać zabawiać się w chciałabym, a boję się. Że albo tak i potem wiadomo co dalej, albo nie i gryź się dalej sama ze sobą. Na każdej płaszczyźnie. Bo to jest tak, że jak dziecko pzred sklepem ze słodyczami- widzę najpiekniejszy i tęczowy lizak na wystawie, i bardzo pragnę go mieć. Tylko, że mama trzyma mnie za rękę i nawet nie pomyśli, że bym go chciała. Idziemy dalej, a ja mam łzy w oczach nie dlatego, że nie mam lizaka, tylko dlatego, że zrezygnowałam nawet z próby otrzymania go.
Ktoś zdaje się wszczepił mi organinczny strach przed konfrontacją, przed ciemną ulicą i nocnymi autobusami. Ktoś dał mi szczepionkę przeciw "skokom w bok" i małym szaleństwom, dając jedno całkiem duże.
Prawda jest taka, że w skali globalnej moje problemy to gówno. Za przeproszeniem. Ot, takie roztocze dryfujące na powierzchni oceanu. A jednak- jest coś na rzeczy.
Stąd ten kompletny brak szczerości połaczony z ekshibicjonizmem. Wciąż nie mogę się zdecydować - mikroskop czy teleskop?

Brak komentarzy: