czwartek, 18 września 2008

Buty, ściany i faceci.

Czasem marzę sobie, że jestem kimś innym (zapewne nie jestem w tym wcale oryginalna...). Myślę sobie, że jestem po prostu człowiekiem. Oddzielona od całego kontekstu rodzinno-geo-politycznego idę sobie ulicą w jakichś doskonale dopasowanych, wygodnych i niewiarygodnie drogich butach. Jestem tą kobietą, którą właśnie mijam przy Pałacu Kultury, tą, która wsiada do ciepłego, ogromnego samochodu; tą, co rusza właśnie do pracy, aby cały dzień malować cudnie wąskie paznokcie.
Poluje na ich spojrzenia, staram się wniknąć w ich myśli, we wnętrza ich domów i ubrań, poczuć ciężar ich kolczyków, przypomnieć sobie wygląd ich mężczyzn widzianych nago bardzo wcześnie rano przy pierwszym papierosie. Patrze i staram się duchowo zagrać Ją, Tą Obcą, nie wiedząc o niej nic, poza przeczuciem, poza instynktowną charakterystyką.
Nie wiem skąd w mojej głowie biorą się te obrazki z życia, miniatury istnienia. Może z kontrastu z moim niesamodzielnym wegetowaniem pomiędzy samodzielnością, a tuleniem się do mamusi. Nie mam nic przeciwko rodzicom, serio. Tak tylko sobie rozmyślam czczo i beznadziejnie o wyfrunięciu z gniazda, o skoku na głęboką wodę.
Rozsądek Mój marszczy brwi i nabiera powietrza, by zacząć mi tłumaczyć, że...
-Tak, tak. Nie mam POJĘCIA jak bywa ciężko. Owszem, nie mam. Ale kiedyś w końcu powinnam się dowiedzieć, prawda?- przerywam.
-Dorosłość to nie tylko przyjemności- rzuca we mnie sloganem rodzicielskim Rozsądek Mój
-Nie, ale ma w sobie jakiś magnetyzm. Chciałabym iść ulicą w niewiarygodnie drogich butach...
-O ile kiedykolwiek będzie Cię na nie stać.-wyzłośliwia się Superego.
-W końcu będzie. Ten jeden jedyny raz. Chce mieć dom o ekstrawaganckich kolorach ścian, pachnieć Bossem, nosić zloto i mieszkać z facetem.
-Dobrze wiesz, że brak Ci odwagi, by zdecydować się na ten wymarzony morski. Brak Ci odwagi nawet by włożyć czerwony sweter, wyjsć z domu bez zaplanowanego powrotu, albo pójść z nim do łóżka.- wymienia Rozsądek Mój na jednym oddechu.- Jesteś życiowym tchorzem. Nie zdziwiłabym się, gdybyś do trzydziestki pomieszkiwała w Cholernym Piasecznie.

Obrażam się i odwracam do niej tyłem. Co z tego, że nie mam kolorowych ścian, butów, samochodu, mężczyzny na wyłączność i 24h na dobę. Ale zdarzało mi się robić rzeczy całkiem samodzilenie i to całkiem ekstremalne rzeczy. Chwilami czułam się jak one- Te Obce na ulicy. Ale czy to do cholery, może być cel życia?

Koniec dramatycznych rozważań. Idę dalej ulicą i ogarnia mnie coraz głębsza, pijacko-kacowa beznadzieja polska rodem z pana Konwickiego. Po prostu idę dalej.

Brak komentarzy: