Rozbijam się po nocy, zdejmuję buty w ciemnym przedpokoju, na łóżko padam raczej niż się kładę. Potem śnię, że...Właściwie to wcale nie śnię- nawet moja podświadomość jakaś niemrawa, jakby upita. Nie ważne. Whatever.
Czuję się nie-ambitnie, nie-wolniczo, nie-potrzebnie.
Zdaje mi się, że przegrywam z rowerem, atrakcyjnymi blondynkami i prawobrzeżnymi artystami.
P.S. Odczuwam potrzeby autodestrukcyjne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz