wtorek, 17 czerwca 2008

Rozbijam się po nocy, zdejmuję buty w ciemnym przedpokoju, na łóżko padam raczej niż się kładę. Potem śnię, że...Właściwie to wcale nie śnię- nawet moja podświadomość jakaś niemrawa, jakby upita. Nie ważne. Whatever.
Czuję się nie-ambitnie, nie-wolniczo, nie-potrzebnie.


Zdaje mi się, że przegrywam z rowerem, atrakcyjnymi blondynkami i prawobrzeżnymi artystami.

P.S. Odczuwam potrzeby autodestrukcyjne.

Brak komentarzy: