wtorek, 2 września 2008

Impreza-Wolność

Na ulicy Wolność panuje dowolność czasu, bo można przyjść o 20.30, o 22.30 albo i o 03.30. I nic właściwie się nie zmienia. Albowiem, tak jak w wakacje każdy dzień to sobota (chyba, że jest niedziela), tak i na Wolność każda godzina jest taka sama.

Na ulicy Wolność panuje dowolność miejsca, bo można na kanapie pod pierzyną z kolegą i koleżanką, można na fotelu bezsennie leżeć, i na podłodze odgniatać sobie miednicę o parkiet tudzież policzek o kosz wiklinowy, i na bosaka na schodach, i można w kuchni w kącie z poczuciem porażki stać i zastanawiać się. A zastanawianie się w okolicznościach spożycia pewnych płynów nie wychodzi zbyt dobrze.

Na ulicy Wolność panuje dowolność akcji, bo można wznosić pod balkonem toasty napojem winopodobnym, robić z klatki schodowej prawdziwy amerykański crime scene, palić sheeshe bez rurki, nie popijać żubrówki. Smucić się można. Zazdrościć. Snuć w majtach. Sprzątać toaletę. Szukać pasty do zębów. Obawiać się można, że znowu te same strachy napadają i że wtedy się chce zapaść pod ziemię i nie pamiętac.
Strasznie nie pamiętać.
Nie pamiętać. Nie. Tylko nie pamiętać. Tylko nie...proszę. Bardzo proszę.


Pięknościowy teledysk. Dokładnie tak bym sama go zrobiła.

Brak komentarzy: